Relacja z kolejnej edycji krakowskiego MeetContent
Puzzle, design i inspiracja, czyli kolejne spotkanie MeetContent w Krakowie.
Gosia Pytel, „anglistka, marzycielka i działaczka”, próbowała zarazić nas ideą tzw. myślenia projektowego (design thinking). Co to takiego? To jeden ze sposobów podejścia do designu (i nie tylko). Można go nazwać metodologią, ale jest to przede wszystkim sposób myślenia, określone nastawienie (DT mindset), które ma pomagać w wyciskaniu z ludzkich głów tego, co najlepsze. Jak to działa?
Prelegentka zaprezentowała wariant stanfordzki (d.school – swoją drogą, ładna stronka). Opierając się na prostym założeniu, że każdy z nas ma w sobie iskrę kreatywności, realizujemy wyzwania projektowe na pięciu etapach.
Pierwszy z nich opiera się na empatii. Aby rozwiązać jakiś problem, nie wystarczy go zauważyć. Musimy go poznać i zrozumieć. Sęk w tym, że wymaga to więcej wysiłku niż spędzenie pięciu minut na forach internetowych. Nie chodzi tu bowiem o zwykłe zbieranie informacji, ale o wejście w skórę osoby, której nasze rozwiązanie będzie bezpośrednio dotyczyć. Tylko to pozwoli nam oderwać się od własnych domysłów czy przekonań i naprawdę poznać potrzeby innych. Chcemy zbudować szkołę w Sudanie? Świetnie, ale najpierw tam polećmy, porozmawiajmy z ludźmi, zobaczmy czego dokładnie im brakuje, nawet jeżeli sami nie potrafią precyzyjnie określić swoich potrzeb. Zabieramy się za pisanie instrukcji do Ursusa 5524? Najpierw siądźmy za kółkiem. Problem pojawia się, kiedy nie mamy budżetu na podróż do Sudanu. Albo prawa jazdy. Wtedy robimy, co możemy.
Druga faza to zdefiniowanie problemu. Tutaj zbieramy wiedzę i doświadczenie nabyte w fazie poprzedniej i próbujemy je usystematyzować, złożyć w logiczną całość, albo rozbić na konkretne elementy. Zadajemy zatem precyzyjne pytania, na które odpowiemy w fazie następnej: generowanie pomysłów. Dopiero na tym etapie kreatywna machina rusza pełną parą. Ten moment to czas na wszelkiego rodzaju burze mózgów, techniki typu Worst Possible Idea i prawdziwe myślenie outside the box. W ruch idą flipcharty, tablice, żółte karteczki, papirusy – i co tam macie pod ręką.
Kiedy twórcza lawa okrzepnie, wkraczamy w fazę budowania prototypów. Skupiamy się na konkretnych pomysłach, albo na pojedynczych cechach rozwiązania, i próbujemy je przetestować, np. na znajomych z pracy. To czas na eksperymenty. Odrzucamy to, co nie działa. Rozwijamy to, co się sprawdza. W ten sposób docieramy do fazy ostatniej: testowania. Z odkrywczych wyżyn wracamy na ziemię, do prawdziwego środowiska, w którym nasze rozwiązanie będzie stosowane. Poświęcamy się sprawom praktycznym, technicznym, prawnym.
Koniecznie trzeba wspomnieć o jednej z najciekawszych cech design thinking: bez obaw możemy się cofać do poprzednich faz. Możemy redefiniować, wskrzeszać propotypy z martwych, powtarzać burze mózgów, wracać do fazy empatyzowania – nielinearność to siła tego podejścia.
Po przedstawieniu ogólnego zarysu, prelegentka podała przykłady zastosowania design thinking w praktyce. Od inkubatorów za 25$, przez recykling psich odchodów, po innowacyjny projekt alternatywnej butelki znanego piwa Łomża. Różnorodność przykładów pasowała do sposobu prezentacji samej mówczyni, która była energiczna, pomysłowa i zdecydowanie przekonana o sile swojego podejścia. Momentami aż za bardzo, bo klasyczną myśl o tym, że każdy ma prawo do błędów, zamieniła w zachętę do ich popełniania ("you need to fail to succeed"). Ogólnie rzecz biorąc, bez problemu przedstawiła swój koncept w atrakcyjnym, „TEDowym” stylu.
Spotkanie trwało krócej niż poprzednie, siłą rzeczy było więc mocniej skondensowane i bardziej dynamiczne. Nie wywołało wprawdzie dyskusji na śmierć i życie (przynajmniej nie na forum), ale frekwencja dopisała - pojawiły się nawet osoby z Trójmiasta. Wygląda na to, że MeetContent zaczyna zdobywać popularność poza Krakowem, co potwierdza również wydarzenie organizowane we Wrocławiu.
Metodologia design thinking brzmi pociągająco, ale czy może się przydać Technical Writerom? Spójrzmy prawdzie w oczy: nie zawsze. Koniec końców, jest to taktyka designerów i działaczy społecznych. My nie wymyślamy rewolucyjnych kształtów butelek. My mówimy ludziom, jak pić, żeby się nie udławić.
Z drugiej strony, jak już wspominaliśmy na początku, myślenie projektowe to nie tylko określone ramy działania, ale pewien sposób myślenia. Jeżeli właśnie tak podejdziemy do design thinking, to idea popularyzowana przez Gosię Pytel może pomóc również autorom technicznym, bo ostatecznie piszemy dla śmiertelników takich jak my, a myślenie projektowe na pierwszym miejscu stawia właśnie ludzi, ich potrzeby i potencjał.
Był design, była inspiracja, a puzzle? Rozdawano je za darmo. A do nich skarpetki. I kupony na drinki. Techniki rekrutacyjne w naszym kraju coraz bardziej przypadają nam do gustu 😊
Przy okazji, przypominamy: do 31 marca możecie wziąć udział w naszej ankiecie o zarobkach w komunikacji technicznej. Znajdziecie ją tutaj.