Przejdź do głównej zawartości

Every Page is Page One - recenzja niepoprawnie pozytywna

· 5 min aby przeczytać

Są książki, które biorą rzeczywistość za rogi i (cytując klasyka) „mówią, jak jest”. Zamiast powielać pobożne życzenia (a Tech Writerzy również je mają), stawiają na brutalną niemal szczerość i jasny przekaz. Taką właśnie książką rzuca w nas Mark Baker.

Aby pisać, trzeba czytać. Anglojęzyczna literatura dla autorów technicznych przez ostatnie kilkadziesiąt lat dorobiła się sporej historii i ciężko narzekać na brak ciekawych pozycji. Możemy wręcz przebierać w podręcznikach, poradnikach, style guide’ach, a nawet publikacjach akademickich. O wielu z nich pisaliśmy już na łamach Techwriter.pl.

Jak jednak wiadomo, technical writing dość szybko ewoluuje i część literatury traci na aktualności. Na szczęście są książki, które pozwalają się zatrzymać i odzyskać grunt pod nogami, i nawet jeśli nie zredefiniują wszystkich naszych poglądów i przyzwyczajeń, to pozwolą odzyskać poczucie, że rozumiemy, co się wokół nas dzieje. Do takich pozycji należy Every Page is Page One.

Żerowanie w Internecie

Wychodząc od tzw. information foraging theory, czyli teorii opisującej, jak "żerujemy" w poszukiwaniu informacji, Mark Baker za pomocą kilku zgrabnych paragrafów oblewa czytelnika zimną wodą. Bez ogródek mówi o tym, w jaki sposób zmienił nas Internet uzbrojony w wyszukiwarkę Google i jakie są tego konsekwencje dla ludzi produkujących treść.

A są to skutki, które łatwo przeoczyć, właśnie dlatego, że dotyczą każdego z nas. „Buszujemy” po sieci. Szukamy „zapachu” informacji. „Polujemy” na przekaz, którego potrzebujemy. Dlatego Baker mówi wprost, że nie szukamy już informacji jak bibliotekarze, ale polujemy na nią z nosem drapieżnika.

Baker nie popada jednak w manierę proroka przeklinającego postęp technologiczny i oglądającego się za siebie w poszukiwaniu złotego wieku technical writingu. Wręcz odwrotnie. W efektywny sposób wykazuje, że rzeczywistość wygląda tak, a nie inaczej, a my, zamiast narzekać, powinniśmy się do niej dostosować.

Dlaczego wciąż piszemy książki?

To właśnie takimi pytaniami Baker krytykuje konserwatywne podejście do tworzenia dokumentacji. Jego słowa bywają cięte, dosadne, miejscami ostre, ale mają mocną tendencję do trafiania w samo sedno:

Users dive into a product, work till they get stuck, and then look for quick answers to get them unstuck. Of course, it is not literally true that no one reads the manual. (…) But few relish the experience.

Trafne obserwacje nierzadko przemycane są „w tle”, z kąśliwością godną Schopenhauera:

All this was well known before the Internet made Google junkies of us all.

Oczywiście tego typu zabiegi tylko zdobywają sympatię czytelnika, bo tak naprawdę wszyscy lubimy charyzmatycznych, pewnych siebie autorów, których ego aż wylewa się z kartek, i którym dodatkowo nie brak poczucia humoru. Baker nie jest jednak piewcą pustych haseł. Często podaje źródła, odwołuje się do badań, podpiera cytatami i powołuje na innych autorów.

Przy tym wcale nie stara się, by każda z jego obserwacji wyrażała szczególnie rewolucyjny pogląd. Zamiast tego, za cel stawia sobie adekwatność. Dlatego w zgrabny sposób zwraca nam uwagę na rzeczy, które wydają się oczywiste, a przecież wcale nie są:

Foraging the entire Web is now less effort than foraging for, and then in, a single book.

Pudełko z samochodzikami

Książka składa się z trzech części. Pierwsza z nich opisuje, jak Internet zmienił sposób przyswajania treści. Nie tylko treści w Internecie, ale treści w ogóle. Porusza problem przerośniętych indeksów, krytykuje tzw. „Frankenbooks”, czyli sekcje pomocy powstałe z połączenia kilku tradycyjnych książek, a potem wskazuje na ograniczenia hierarchizacji i klasyfikacji treści.

W drugiej części poznajemy cechy treści dostosowanej do zachowania dzisiejszego odbiorcy. Za podstawową jednostkę służy dobrze nam znany „topic”, który tutaj jednak ewoluuje w „Every Page is Page One topic” (EPPO topic). EPPO topic charakteryzuje się między innymi tym, że sam stwarza swój własny kontekst. Nadal może być częścią większej całości, ale znakomicie daje sobie radę w pojedynkę (Baker używa tutaj metafory „pudełka z samochodzikami”).

Trzecia część książki jest najbardziej praktyczna. Traktuje o tym, jak dbać o metadane, jak linkować treści między sobą i jak podchodzić do content reuse, czyli "recyklingu" treści. Baker ma bardzo rozsądne podejście do kwestii tradycyjnego PDF-a. Zamiast dołączać do entuzjastów hasła „PDF is dead”, proponuje analizę. Czy zapotrzebowanie na PDF-a jest rzeczywiście realne w przypadku naszych odbiorców? Jeśli tak — dlaczego go porzucać? Jeśli nie — pora na zmianę. Najważniejszy jest jednak „single-source authoring”, czyli tworzenie treści w taki sposób i takimi narzędziami, aby napisane raz, nadawały się do każdego medium, czy będzie to wiki, PDF czy druk.

Każda strona jest pierwsza

Every Page is Page One to nie tylko tytuł książki i bloga, ale przede wszystkim trafna definicja sytuacji, w jakiej znajduje się każdy z nas, i, być może, równie trafna definicja naszych czasów. Wyzwania stojące przed autorami technicznymi zostają tu sprecyzowane w wyjątkowo klarowny i nienapuszony sposób, a teoretyczna natura książki sprawia, że nie ogranicza się ona do pojedynczego narzędzia, systemu czy metodologii. Jest swego rodzaju manifestem, z którym warto się zapoznać.

Swoją drogą, może ktoś chciałby przetłumaczyć tę publikację na język polski? Byłoby to zajęcie ciekawe, pożyteczne, i kto wie, może nawet lukratywne 😉